Jak wyjść ze spirali długów? Dłużnicy często wybierają nieskuteczne strategie – Wywiad dla Newsweek

Wywiad dla Newsweek z prawnikiem Gabrielą Kamińską, specjalistką prawa upadłościowego

 

Już ponad 2,8 mln Polaków nie radzi sobie ze spłatą kredytów i pożyczek, zalega z opłatami za mieszkanie, prąd czy telefon. Kwota niespłacanych w terminie zobowiązań sięga ponad 76 mld zł, przez ostatnie pół roku wzrosła o 2 mld. O nieskutecznych strategiach, jakie przyjmują dłużnicy, i o tym, jak można wyjść z długów mówi prawniczka Gabriela Kamińska, specjalistka prawa upadłościowego z Kancelarii Prawnej Bona Artis w Krakowie.

Nie jest już zdziwieniem dług nawet milionowy, a w każdym województwie jest jakiś rekordzista: w lubelskim 62–latek z długiem 70 mln zł, na Pomorzu mężczyzna 36 lat, do spłaty 48 mln, na Mazowszu: 41 lat i 45 mln… W panice szuka różnych rozwiązań.

NEWSWEEK: Główna strategia dłużników, to ucieczka. Nie odbierają pism z wezwaniem do spłaty ani telefonów od windykatorów, a chcąc uniknąć komornika uciekają w szarą strefę albo z Polski. Wierzą, że za granicą komornik ich nie znajdzie. Można w ten sposób wywinąć się od spłaty długu?

GABRIELA KAMIŃSKA: Na terenie Unii Europejskiej długi egzekwuje się już swobodnie, więc raczej nie ma co liczyć na to, że komornik sobie nie poradzi. Poza tym ucieczka nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, to tylko odwlekanie spłaty. Powoduje lawinowy wzrost odsetek i szybkie narastanie długu.

Kolejna, często stosowana strategia: będę spłacać odsetki, windykatorzy zobaczą, że się staram, przestaną dzwonić i jakoś da się żyć.

– Spłata odsetek nie pomniejsza kwoty głównej, więc w ten sposób można latami płacić, a nie wyjść z zadłużenia aż do śmierci. Dochodzi do takich sytuacji, że mając ponad 80 lat ma się ponad milion długu. Jeżeli przyjmie się strategię: płacę tylko odsetki, to nie dość, że zostanie się z długiem do końca życia, to jeszcze najpewniej odziedziczy go rodzina.

Ale mogę, będąc dłużnikiem, myśleć: nie obchodzi mnie, co będzie po mojej śmierci. Albo umówić się z rodziną: jak umrę, zrzeknijcie się spadku, wtedy nie spadną na was moje długi. Proste?

– Nie proste, bo przecież ktoś kiedyś ten spadek będzie musiał przejąć. Jeżeli dłużnik nie zostawi testamentu, dojdzie do dziedziczenia ustawowego. Mamy wówczas kręgi dziedziczenia, najpierw to najbliżsi – dzieci, żona czy mąż, później dzieci tych dzieci, w kolejnych kuzynostwo… Jeśli jedne osoby będą się zrzekać, spadać to będzie na kolejne.

Ci, którzy nie chcą ciągnąć zadłużenia w nieskończoność mogą skorzystać z upadłości konsumenckiej. W ubiegłym roku „upadło” 6,5 tysiąca osób. Nie tak dużo, jeśli weźmie się pod uwagę liczbę dłużników.

– To nie jest rozwiązanie dla każdego. Nie może skorzystać z tego ktoś, kto jest udziałowcem w spółce albo prowadzi jednoosobową działalność. Poza tym nie wystarczy być tylko niewypłacalnym, czyli przynajmniej od trzech miesięcy nie regulować zobowiązań: nie płacić rat kredytu czy pożyczek, zalegać z opłatami za mieszkanie, prąd. Trzeba mieć powód.

A co może być powodem?

– Trudna sytuacja rodzinna, problemy zdrowotne w tym choroba psychiczna, przemoc ekonomiczna, brak pieniędzy na zaspokojenie bieżących potrzeb. Przygotowując wniosek o upadłość konsumencką trzeba spisać wszystkie wierzytelności, podać, do kiedy powinny być spłacone, opisać swoją sytuację. Taki wniosek ma najczęściej co najmniej 20 stron.

Długo się czeka na rozpatrzenie?

– W zależności od miasta, trzy, cztery miesiące. Przy czym samo rozpatrzenie i ogłoszenie upadłości, nie zamyka sprawy. To jest dopiero pierwszy etap.

Niektórym wydaje się, że upadłość jest prosta, jak spowiedź: wyznam swoje długi, a zostaną odpuszczone. A to nie tak szybko?

– Sąd wyznacza syndyka i od tej pory to on zarządza całym majątkiem dłużnika, bada sytuację, stan posiadania, tworzy listę osób i instytucji, które należy spłacić i składa raporty sędziemu komisarzowi. Dłużnik, który ma samochód czy mieszkanie, dom lub działkę musi liczyć się z tym, że zostaną sprzedane, by pokryć zobowiązania.

Nawet, jeżeli nie jest sam, a z żoną i dziećmi? Zostaną bez dachu nad głową?

– Syndyk może wydzielić ze sprzedanego majątku kwotę, która pozwoli im pokryć koszt rocznego najmu mieszkania. Jest taki przepis, choć nie wszyscy go znają. Można w ten sposób dłużnikowi i jego najbliższym pomóc stanąć na nogi.

Tyle można, a czego nie wolno?

– Podczas procedury upadłości nie wolno wziąć żadnej pożyczki ani podpisać umowy kredytowej. W żadnym wypadku! Nawet, gdyby chodziło tylko o 100 zł. Jeżeli ktoś to zrobi, sąd natychmiast umorzy całe postępowanie upadłościowe. Nie wolno też w tym czasie kupić żadnej nieruchomości. Lepiej też nie dziedziczyć. Jeśli otrzyma się coś w spadku, syndyk – na wniosek sądu – zapewne szybko to zajmie, sprzeda. Bada się też, czy dłużnik, na pięć lat przed złożeniem wniosku o ogłoszenie upadłości nie dokonał darowizny na przykład na rzecz żony, matki, siostry czy brata. Wówczas dąży się do tego, by uznać umowę za nieważną i to, co komuś podarowaliśmy, stanie się przedmiotem egzekucji.

Klient po zakończonej procedurze upadłościowej zostaje z niczym?

– Na ogół to, co miał nie wystarcza na spłatę nawet części zadłużenia. Mimo wszystko doradzam nie przeprowadzać upadłości samemu, lepiej przejść przez to z dobrym prawnikiem.

O ile kogoś, kto ma horrendalne długi, stać na prawnika.

– To prawda, że wielu, zanim zdecyduje się na upadłość, ma już tylko długi, nic poza tym. Nie ma nawet pieniędzy, by pokryć honorarium za poprowadzenie sprawy. Bywają takie przypadki, że zadłużenie sięga kilkuset tysięcy złotych, a masa upadłościowa jest pusta czyli nie ma ani ruchomości, ani nieruchomości, które syndyk mógłby zająć i sprzedać. To są upadłości, o których mówi się: ekspresowe, udaje się je zamknąć w ciągu kilku miesięcy. W bardziej skomplikowanych przypadkach trwa to około 2,5 roku.

Jak się kończy?

– Syndyk sporządza wniosek o umorzenie wierzytelności. Jeśli to wniosek z planem spłaty, a dłużnik zarabia na przykład około 3 tys. zł, to przez kolejne 2 lub 3 lata – na poczet wierzytelności – mogą być potrącenia sięgające 200–300 zł miesięcznie. Po tym czasie zamyka się sprawę, dłużnika uznaje się za całkowicie oddłużonego.

Czyli jednak nie jest to procedura szybka i prosta, jak spowiedź. Zdarza się, że ktoś, kto planował upadłość, rezygnuje rozczarowany?

– Rzadko ktoś się wycofuje. Większość przechodzi tę procedurę i oddycha z ulgą. Gdy sędzia ogłasza upadłość, wszystkie postępowania egzekucyjne prowadzone przez komorników zostają – z mocy prawa – umorzone. Kończą się uporczywe telefony od windykatorów. A zdarza się, że tych połączeń wcześniej było po 30 dziennie, więc gdy ustają, od razu odczuwa się poprawę. Upadłość jest dobrym, skutecznym rozwiązaniem. Dużo korzystniejszym dla dłużnika, niż dla wierzycieli. Tylko czekam, kiedy lobby bankowe zacznie domagać się, by zaostrzyć przepisy pozwalające przeprowadzić upadłość. Podejrzewam, że w takiej formie, jaka jest teraz, będzie możliwa jeszcze może przez kilka lat. Jeśli stanie się bardziej powszechna, banki nie wytrzymają. O parabankach nie wspominając.

Add a Comment

Your email address will not be published.

Call Now Button